środa, 21 sierpnia 2013

1. "Niczego już nie mogłam naprawić..."

*poniedziałek, 8:00 rano, w domu Anki*
(PRZYPOMNIENIE: AKCJA ROZGRYWA SIĘ NA POCZĄTKU PAŹDZIERNIKA)
Siedzę na balkonie i jaram. Jest dosyć ciepło jak na jesień. Czekam, aż przyjdzie po mnie Nath i jak to mamy w zwyczaju, zabierze mnie do McDonalda na śniadanie i odprowadzi do szkoły. Na szczęście mam dzisiaj tylko 4 lekcje, i to od 10:00, so może się gdzieś przejdziemy. Rodzice już dawno w robocie, myślałam, że w ogóle nie wyjdą. Dali mi na dzisiaj tylko 2 stówy, ale jakoś wytrzymam. Ubrana jestem w to. Oczywiście, jak zawsze, biorę ze sobą deskę. Słyszę dzwonek do drzwi. To pewnie Nathan. Zaciągam dymu ostatni raz i otwieram wrota, lol. Mój uśmiech może oznaczać tylko jedno, a rzadko się uśmiecham, bo po co. Może tylko jak coś mnie rozśmieszy, oj tam, nieważne.
- Cześć, Nathan. - wplotłam palce we włosy chłopaka i musnęłam delikatnie jego usta.
- Pięknie wyglądasz. - powiedział.
- Specjalnie dla ciebie się tak stroję. - zaśmiałam się (o, widzicie!) i wzięłam z pokoju plecak i deskę. - Idziemy?
- Pewnie. - pocałował mnie w policzek i wyszliśmy. Kiedy szliśmy w stronę bramy wyjściowej, zorientowałam się, że zostawiłam na balkonie fajki, i w ogóle nie zamknęłam balkonu.
- Nath, zaczekasz chwilę? Zapomniałam czegoś.
- Dobra. - pospiesznie pobiegłam do domu, wzięłam z balkonu paczkę Marlboro Light, przy czym od razu zamykając balkonowe drzwi. Gdy już znalazłam się poza domem, zwróciłam uwagę na Nathana wlepiającego we mnie wzrok. Momentalnie schowałam szlugi do zewnętrznej kieszeni plecaka i podeszłam do Sykesa.
- Ania... Rozmawialiśmy już o tym. Palenie zabija. - najwidoczniej zauważył, co przed chwilą znajdowało się w moich rękach.
- Wiem, tak pisze na pudełku. - zażartowałam.
- Słuchaj, to nie jest śmieszne. - złapał mnie za ręce i spojrzał prosto w moje zielone oczy. Wtedy wiedziałam, że nadciąga kazanie. - Mówiłem ci, że to naprawdę szkodzi. Nie obejrzysz się, a trafisz do szpitala, może nawet... Nawet umrzesz. Nie mogę na to pozwolić. Strasznie cię kocham, nie chcę cię stracić. - czasami mnie wkurwiał, non stop to samo. No ale, przez cały ten czas miał rację. Ale ja nie mogę przestać! Fajki to moje życie, tak jak deska. To jak... śpiew dla Nathana. Powinien to zrozumieć.
- Nath, nie chcę o tym gadać. To mnie denerwuje. Z resztą, to kurewsko trudne. Nie da się tak po prostu z tym skończyć.
- Da się, jeśli tego chcesz. Wiem, że to nie jest takie proste, jakby się wydawało, ale przecież mogę ci pomóc. - zaczesał moje ciemne blond włosy za ucho. - Ale nie jestem pewien, czy chcesz, abym ci pomógł. - odsunął się ode mnie i spuścił głowę w dół.
- Nath, potrzebuję twojej pomocy cały czas, ale... Przykro mi, nie skończę z paleniem. Choćby to zależało od twojego życia, albo...
- Że co?! - wybuchł. - Czyli co, jakby to mi miało uratować życie, to byś dla mnie nie skończyła palić?! Pozwoliłabyś mi umrzeć?! Świetnie, kurwa, zajebiście!
- Nie, Nathan, nie to miałam na myśli... - próbowałam go jakoś uspokoić, i wybrnąć z tej krępującej sytuacji.
- Tak? To niby co? - zbliżył się do mnie, widziałam gniew w jego oczach. - Spójrz mi w oczy i powiedz, co tak naprawdę miałaś na myśli! Czy ja cię jeszcze w ogóle obchodzę? Czy nadal mnie kochasz? To może od razu zerwijmy, i oboje będziemy zadowoleni! Ty będziesz mogła sobie palić ile wlezie, a ja może znajdę jakąś rozsądniejszą dziewczynę, hę?! - nie wytrzymałam już tego. Łzy lały się po moich policzkach jak wodospad. Strasznie mnie to bolało.
- Skarbie, ale... Jak możesz tak mówić?
- Wiesz, odpowiem ci tym samym: jak możesz palić? Myślałem, że poświęcisz dla mnie nawet życie, a ty nie chcesz odstawić durnej paczki papierosów! - popatrzył na mnie wrogo i odwrócił się do mnie plecami. - Nienawidzę cię... To k-koniec... - odszedł... Poczułam się jak wrak człowieka... Zapłakana, roztrzęsiona, zraniona, znienawidzona... Nie chciałam tego... Nie chciałam, żeby nasz związek się skończył... Nie chciałam, żeby Nathan mnie znienawidził... Czułam, jak moje serce rozpierdala się na miliony kawałeczków... Nic już nie miało dla mnie sensu... Niczego już nie mogłam naprawić...


***
Omg, spodziewaliście się tego? Lol, bo ja nie XD
Tak mnie naszło to napisałam :33
I co będzie dalej?! Och, ach!
To pa <3